„Branża jest naprawdę otwarta. Rzecz jasna, nie dla wszystkich. Ale jak jest pani ładna, zgrabna, nie ma przeciwwskazań.”
Do branży łatwo wejść. Wystarczy odpowiedzieć na ogłoszenie zamieszczone w którymś z serwisów, w zakładce „praca”. Trzeba, oczywiście, znaleźć to odpowiednie. Nie różni się niczym od setki pozostałych; agencja fotograficzna ogłasza nowy nabór kandydatek na modelki. „To będzie twoja wielka przygoda.” Rekrutacja przebiega zwyczajnie: wysyłasz swoje dane – wiek, wymiary, dwa zdjęcia: twarz i sylwetkę. I czekasz.
„Wielka przygoda” zaczyna się od telefonu. Po drugiej stronie – niski męski głos. Niewyraźnie wymienia swoje nazwisko i równie niewyraźnie je powtarza. Upewnia się, że to ja wysyłałam zdjęcia. Spodobałam się, chcieliby ze mną współpracować. Praca oczywiście jest wyczerpująca, sesje trwają czasem do dwunastu godzin, ale firma zatrudnia tylko profesjonalistów, jest miła atmosfera. Mam małe doświadczenie – to świetna okazja, żeby wzbogacić swoje portfolio. I nie tylko portfolio. „Mogę pani zdradzić, że nasze najlepsze modelki zarabiają kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie” – dodaje mężczyzna, zniżając głos. Kojarzy się z pomrukiem niedźwiedzia.
Dowiaduję się jeszcze, że zdjęcia publikuje się w Czechach – „wie pani, tam łatwiej z przepisami”; że jeśli sobie zażyczę, będę w pełni anonimowa: nazwisk fotomodelek nie podpisuje się nazwiskami. Nie, nie wszystkich, oczywiście. Tych z branży. I zanim rozpoczniemy współpracę, muszę dosłać jeszcze jedno zdjęcie. Biustu. „Przecież musimy wiedzieć, czy się pani piersi nie rozjeżdżają, bo to potem na zdjęciach nieestetycznie wygląda” – tłumaczy mi zniecierpliwiony mój rozmówca. „Ostatecznie może pani być w koszulce, tylko żeby było widać kształt.” – ustępuje, i, zupełnie się nie przejmując tym, co mówię, dodaje jeszcze: „Nigdzie pani tyle nie zarobi. Na początek dostanie pani dwadzieścia tysięcy miesięcznie i dobre kosmetyki.” Poleca mi zadzwonić, jak już się zastanowię, i koniecznie dosłać zdjęcie piersi, bo inaczej nic z tego.
Ogłoszenie pojawia się jeszcze kilka razy. Później znika.
Dwadzieścia tysięcy nie chodzi piechotą.
niedziela, 7 czerwca 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz