czwartek, 10 maja 2007

Obyś żył w ciekawych czasach

[Teologia Jeana Danielou jako możliwa interpretacja pewnych idei Stanisława Lema]
10 maja 2007


Stanisław Lem

Urodzony w 1921 roku we Lwowie, polski filozof, pisarz, eseista. Deklarujący się jako agnostyk.
Czy można mówić o nim jako o antropologu? Wydaje się, że tak – w swoich dziełach, zarówno tych większych, jak i małych opowiastkach, właśnie przez pryzmat człowieka ogląda wszechświat. Pytanie o człowieczeństwo implikuje u niego pytanie o etykę, filozofię, i także – choć nie zawsze wprost – wiarę.

Jean Danielou

Francuski teolog, jezuita, urodzony w 1905 roku w Neuilly. Od 1969 roku kardynał. Zapoczątkowuje ruch odnowy katolickiej. Zajmuje się teologią historii; Bóg w takim myśleniu to Ten, który nieustannie prowadzi dialog z ludzkością, dialog dziejący się poprzez historię właśnie, poprzez konkretne jej wydarzenia, i mający doprowadzić do zbawienia. Od początku otwarty na ateistów oraz reilgie niechrześcijańskie.

Od agnostycyzmu do Trójjedynego

W tomie „Opowiadania wybrane” Lema, wydanym w 1973 roku znajduje się opowiadanie z cyklu opowieści o Ijonie Tichym. Treścią jest spotkanie głównego bohatera z profesorem Corcoranem. Już od dawna w świecie naukowców Corcoran jest uważany za solipsystę: „Wierzył tylko we własne istnienie, wszystkich miał za fantomy, senne widziadła”. Przeprowadził on pewne doświadczenie, stwarzając układ (idąc za terminologią Lema) mózgów elektronowych, które nie zdając sobie zupełnie sprawy ze swojego faktycznego położenia przeżywają coś, co nazywają życiem. Na pytanie o powód swojego eksperymentu odpowiada: „Kiedyś – bardzo dawno temu – zwątpiłem w realność świata. Tak zwana złośliwość rzeczy martwych(…) nie możemy znaleźć jakiegoś drobiazgu(…), nareszcie odnajdujemy go w gdzie indziej z uczuciem, że przyłapaliśmy świat na gorącym uczynku jakiejś niedokładności, bylejakości… (…) Albo wrażenie, że w sytuacji, niewątpliwie nowej, przezywanej po raz pierwszy, już się kiedyś było…” dalej mówi o różnych fenomenach, jak przewidywanie przeszłości, lewitowanie, najbardziej niewytłumaczalne przypadki, które wyklucza każdy naukowy pogląd na świat. I dla niego odpowiedzią na świat jest właśnie „teoria skrzyń”: w której każdy jest właśnie taką skrzynią – odbierająca bodźce z zewnątrz, generowane przez jakąś kolejną maszynę, nie mające wpływu, żadnego wpływu na swój los – a raczej: których istnienie jest tylko złudzeniem istnienia, zmysłowe bodźce są tylko złudzeniem tych bodźców. I w takim świecie jest miejsce dla Boga – ale „Boga, który, kiedy był jeszcze naiwny, robił cuda, ale potem jego świat wychował go sobie, tego stwórcę, nauczył go, że jedyna rzecz, jaką wolno mu robić to – nie wtrącać się, nie istnieć, nie odmieniać niczego w swoim dziele, albowiem tylko w nie wzywanej boskości można pokładać ufność…” Ale ten „Bóg” może być tylko kolejnym konstruktorem, mającym nad sobą jeszcze i jeszcze jednego, z których każdy postępuje właśnie tak – nie ingerując, ale zostawiając sprawy świata, który stworzył

I tu rozum dochodzi do absurdu, do niemożliwości rozwiązania tak ułożonego równania: do wniosku, że rozumem nie możemy „znaleźć” Boga – że ten ostatni nie musi być ostatnim; że ten, do którego wydaje się, że docieramy, jest samotnym sprawcą jednego z małych, wewnętrznych światów. Że niewiele różni się od nas – ba! Jest taki sam!

Wtedy nasza wolność nie jest wolnością, ale tylko jej złudzeniem; nasze wybory nie są naszymi wyborami, ale w swej głębi są zdeterminowane przez jakąś maszynę, na którą ani stworzenie, ani stwórca nie ma już wpływu. Wtedy życie, cokolwiek ono oznacza, przestaje być wartością.
Mamy więc świat, w którym domniemany i niepoznawalny bóg - którego istnienia możemy się tylko domyślać, ale nigdy nie możemy go doświadczyć – ma o tyle udział w świecie, że stwarza podległe sobie istoty, pozbawione możliwości decydowania o sobie, istniejące bez celu – chociaż same starają się znaleźć sobie cel – i do momentu, w którym w maszynie nie nastąpi awaria.

Jean Danielou w swoich rekolekcjach głoszonych w Instytucie Jana Chrzciciela, wydanych we Francji w roku 1968 :
„(…)gdyby Bóg naprawdę stworzył duchowe stworzenia tylko po to, by następnie strącić je w nicość, pozwoliwszy im żyć przez pewien czas – z pewnością jawiłoby się to jako coś niegodnego zamysłu miłości i mądrości”. I dalej: „Rozum pozostawiony sam sobie ma skłonność do redukowania wszystkiego do jedności”

Czy nie na tym polega właśnie „błąd” rozumowania lemowskiego profesora?

Czy nie należałoby wprost powiedzieć: Bóg, który byłby monadą, tworzącym rozumne byty tylko po to, by je unicestwić, i to nie ingerując samemu, ale pozostawiając świat sam sobie, oddalony od niego tak bardzo, jak to tylko możliwe i nie szukający okazji do dialogu, jednocześnie tak bardzo do podobny do tych istot, które stworzył, bo sam zdeterminowany – nie jest Bogiem, ale czymś lub kimś nieudolnie naśladującym swoje wyobrażenie bóstwa, próbującym wypełnić to pojęcie czymś, co jest mu znane, podczas gdy Bóg jest o wiele bardziej niepoznawalny, niż możliwy do poznania? Czy nie byłaby to karykatura, najbardziej niepodobna do Tego, Którego można nazwać Bogiem, poprzez swoją ograniczoność?

Zatem należy się zgodzić na tezę: takiego Boga – ograniczonego i odległego – nie ma.

Aby jednak nie popaść w nihilizm, w ateizm – należy pójść dalej i zapytać: w takim razie – jak Bóg jest „możliwy”?

Otóż po pierwsze: Bóg, który jest nie tylko myślany rozumem, ale przyjmowany wiarą; jak to ujmuje Danielou: „Samą istotą objawienia” – a więc materiału i dla rozumu, ale przede wszystkim i szczególnie dla wiary – „jest to, że absolutnie pierwsze są Osoby Boskie i wzajemne przylgnięcie i łączność między tymi Osobami”, i że ta Komunia Osób jest „właśnie istotą, archetypem wszelkiej rzeczywistości”: „Jedno – czyli Absolut – to My; jedna Komunia między Trzema”.

Miłość między Trzema Boskimi Osobami jest źródłem istnienia świata i człowieka; nie wynika ono z egoistycznej zachcianki Boga – monady ale z pragnienia dawania. Do tego Bóg Miłości nie jest absolutnie niczym ograniczony; nie przebywa poza światem – ale jest w świecie, a najbardziej w głębi człowieka.

Paradoksalnie, chrześcijaństwo musi przeprowadzać przez pewien zamierzony ateizm, polegający na odrzuceniu mylnego wyobrażenia Stwórcy, by dojść do prawdziwej pełni, którą jest On sam.


BIBLIOGRAFIA:

1. J. Danielou, Trójca Święta i tajemnica egzystencji, Znak, Kraków 1994.
2. S. Lem, Opowiadania wybrane, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1973.